- Słuchaj – szef spojrzał mi w oczy – Jesteś jednym z najlepszych, żadne ze zjaw się ciebie nie imają. Dlatego wyznaczyłem ci to zadanie. – skrzywiłem się, wątpię bym uszedł stąd żywy – Chłopie, dla nas najważniejsze są informacje jakie z niej wyciągniesz. A teraz idź! - pchnął mnie w kierunku blaszanych drzwi. Strażnik otworzył je i szepnął słówko otuchy. Odpowiedziałem mu skinieniem głowy. Wszedłem do ciemnego, małego pomieszczenia. Na samym środku siedziała młoda dziewczyna. Patrzyła się na mnie obojętnym wzrokiem. Przy ścianie stało mosiężne dębowe biurko, a na nim lampka i mały odbiornik, lecz nigdzie nie było papierów. Podszedłem do skraju biurka i kliknąłem przycisk na odbiorniku.
- Wiecie może gdzie się podziały karteczki? – spytałem spokojnie i usadowiłem się w niewygodnym fotelu.
Po chwili usłyszałem niewyraźne- Już ci niesie. – Otworzyły się drzwi. Do środka wszedł młody chłopak. Nerwowym spojrzeniem omiótł salę. Położył, lub wręcz rzucił mi teczkę na blat i pospiesznie się wycofał. Kiedy już jego ręka spoczęła na klamce, zaczął się trząść w agonii. Z ust toczyła mu się ślina, a po chwili upadł, uderzając głową o ścianę. Z nosa trysnęła krew. Przez moment patrzyłem jak z jego oczu znika ostatni blask życia. Przeniosłem wzrok na przesłuchiwaną. Ta uśmiechnęła się smutnie. Wziąłem niewielką kupkę kartek i przeleciałem je wzrokiem. Wiele pytań, na których nie ma odpowiedzi. Dobra, spróbujmy. Raz kozie śmierć. Poprawiłem się w fotelu.
- Zacznijmy przesłuchanie. Będę pani zadawał pytania, a pani ma na nie zwięźle odpowiadać. Rozumie pani? – Powolnie skinęła głową. – Dobrze. Czy te...hmm... zdolności towarzyszą pani od dawna? – Ponownie skinęła głową. – Proszę odpowiedzieć słownie. – wzięła wdech i gorączkowo odgarnęła włosy z czoła.
- Odkąd tylko pamiętam. – powiedziała cicho. Wpisałem odpowiedz do notatnika.
- Czy pani robi to umyślnie?
- Nie! – krzyknęła rozpaczliwie – Nigdy! To nie moja wina! Wszyscy których kochałam też odeszli, czy ja mogłabym to robić specjalnie? – łzy spłynęły jej po policzkach. Wyglądała przerażająco smutnie. Zrobiło mi się bardzo żal.
- Ej, chłopie! Dychasz? – z zamyślenia wyrwał mnie skrzeczący odgłos radia. Wcisnąłem guzik. – Wszystko w porządku. – usłyszałem tylko zduszone przekleństwo. Nie zwróciłem na nie uwagi. Jeszcze raz przyjrzałem się papierom. Nigdzie nie ma informacji o jej imieniu. To przecież głupie. Powinienem to od razu zauważyć. Zaraz skoryguję błąd.
- Przepraszam, że dopiero pytam, ale jak pani ma na imię? – spytałem grzecznie. Ona uśmiechnęła się blado, w jej oczach zalśnił chory blask.
Zwą mnie okrutnym aniołem mroku,
bardzo trafne to określenie.
Sprawiedliwość jest w mym oku.
A niesienie zguby, to moje polecenie.
Światło wam ludziom zabieram.
Dostęp do nieśmiertelności grodzę.
Miłość, szczęście i nadzieję odbieram,
Nieszczęście, płacz i lamet rodzę.
Nie znam pojęcia miłości,
jestem niewidocznym duchem.
Więc nie okazuje nikomu litości.
Bo ja jestem morowym podmuchem.
Nie pominę żadnego człeka,
Przejdę przez najwyższe góry.
Nie powstrzyma mnie żadna rzeka.
Ani najmocniejsze mury.
Jestem każdą wojną,
przede mną nie ma ukrycia.
Dla mordu jestem krową dojną,
wrogiem dla wszelkiego życia.
Jestem prawdziwym głodem,
losu niefortunnym kołem,
i ciemności pierworodnym płodem,
bladym i wychudłym aniołem.
Jestem pierwszą i ostatnią zarazą.
Dotykam każdego, starego i młodego.
Jestem pierworodną skazą,
dla rodzaju ludzkiego
Jestem śmiercią, niszczycielką światów.
Pogromczynią radości i czerwonych róż.
Władczynią smutku, i grobowych kwiatów.
Zwiastunem wszystkich burz.
Stary Kwiatkowski wszedł do pokoju. Rozbryzgana krew to dla niego normalka, lecz pierwszy raz spotkał się z aż taką plamą juchy i mózgu na ścianie. Zamoczył szmatkę w wodzie i zaczął wycierać ścianę, mrucząc pod nosem.
- Eh, dupki. Zachciało im się potworków. Skończone palanty. – ponownie zamoczył szmatkę. Czeka go długa praca.
wiersz - Artem
Oryginał - klik